Przejdź do głównej zawartości

Choroba a wygląd...

Siema!
Ostatnio wrzuciłem na fanpage zdjęcie Martyny na którym widać było jak mocno przybrała na wadze przez sterydy w pierwszych miesiącach stosowania, w momentach gdy dawka na porządku dziennym wynosiła 80-100 mg (teraz ich dawka waha się w granicach 8-10 mg)...
Zdjęcie z pewnością wielu z Was wprawiło w osłupienie i własnie dlatego chciałbym teraz w tym poście pochylić się nad tym aspektem.
Cóż - toczeń sam w sobie z pewnością zmienia wygląd kobiety - zmiany skórne są na tyle wyraźne, że motyl motyla praktycznie zawsze pozna (charakterystyczny rumień na twarzy przypominający motyla).
Jednak u Tyny zmiana w wyglądzie na początku nie była wywołana zmianami skórnymi, a konsekwencją przyjmowania olbrzymich dawek sterydów. 
W ciągu zaledwie niespełna miesiąca przytyła ponad 15 kilogramów przez co nie czuła się najlepiej, nie tylko przez wygląd, ale i fizycznie gdy przyszło nosić o kilkanaście kilogramów więcej w momencie gdy organizm jest osłabiony...
Poniżej prezentuje zdjęcie jak Martyna zmieniała się na przestrzeni ostatnich lat - wszystkie zdjęcia dzieli 1,5 roku...
 Od lewej : zdrowa - po obronie magistra fizjoterapii, po dużych dawkach sterydów, półtora roku od znacznego zmniejszenia dawki sterydów
Doskonale pamiętamy te przykre sytuacje gdy to znajomi nie poznawali Martyny...teraz z perspektywy czasu bardziej to rozumiemy - Tyna po prostu wyglądała inaczej gdy w ciągu paru tygodni zmieniła się nie do poznania...
A dziś? Ehhhh....czasami mam wrażenie, że ludzie oceniają wg. schematu - jest chora = musi wyglądać inaczej (czyt. źle)
Dobrze wygląda? Cóż, widocznie nie jest tak poważnie chora...
Kurczę! Denerwujące jest takie ocenianie, czy człowiek chory musi być "powykręcany" ?! 
Czy musimy przepraszać za to, że walczymy nie poddając się?! Czy za to, że Martyna nie zamknęła się w sobie do zdjęć pozując z miną cierpiętnicy ?! Ajjjćććć !
Może ja do tego inaczej podchodzę bo od czasu studiów przebywam z chorymi i znam to "środowisko", a postem tym mam cichutką nadzieje, że zwrócę niektórych uwagę na ocenianie kategoriami "chora i gruba", "chora musi wyglądać źle".
Choć nie jestem kobietą tak wydaje mi się, że wiem co czują kobiety stosujące przewlekłą sterydoterapie...to musi być okropne uczucie dla Kobiety, gdy znajomi nie widziani przez kilka miesięcy nie poznają jej, a nawet gdy poznają to podczas rozmowy bardziej skupiają się na tym jak wygląda, a nie nad tym co mówi...
Czas kończyć ten wpis, a już tak podsumowując - mam najpiękniej chorującą Panią....czyż nie ?!  ツ



Komentarze

  1. Marcin, jesteś super, tak trzymaj! Jesteś Prawziwym Facetem dla swojej Pani:) Super, że masz tyle ematii i starasz się zrozumieć jak czuje się Martyna. Ja przechodziłam te metamorfozy już 4 razy w życiu. Pierwszy raz - szkoła podstawowa - nie poznawali mnie nauczyciele. Koszmar. Sterydy to najgorsze gó*** jakie mam na koncie, lecząc się na RZS. Nie mogłam przez to spać wtedy, kiedy byłam najbardziej wykończona i tego potrzebował mój organizm. One totalnie zaburzają wszystkie reakcje, fizjologię, wygląd, psychikę, samopoczucie... Dobrze, że dzięki Tobie Martyna czuje się kochana, akceptowana, że ma w Tobie wsparcie i walczycie RAZEM! :)-J.

    OdpowiedzUsuń
  2. fantastyczny wpis :) róbcie swoje i nie przejmujcie się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomimo paskudnej choroby - piękna historia. Wsparcie drugiej osoby to połowa sukcesu. Mówię bo wiem. Gdyby nie mąż najlepszy przyjaciel jakiego mam, byłoby krucho .Nie jestem już tak młoda i wtedy historia też jest inna . Chorującej młodej osoby bardziej żal. Osoby starsze, które zaczynają chorować już nie wzbudzają takiej empatii. Mnie dopadło RZS. Początki straszne opuchlizna taka, że no słoninka. Potem sterydy i tak jak piszesz była litość, 15 kilo do przodu, wywalone stawy no był "efekt" choroby i "użalanki", które nijak nie pomagały. Od tego czasu minęły dwa lata choroba raz daje bardziej popalić raz mniej . Sterydy są, ale jest inne nastawienie do życia. Przestałam z tego powodu rozpaczać, na pewno leczenie ale i nastawienie daje poprawę. Ruszam się jak najwięcej. Lato w niezbyt wysokich górkach i jak najwięcej z kijkami. Od lutego przeszłam na dietę. Waga prawie wróciła do normy. Nastawienie daje bardzo dużo. Na pewno są momenty, że ból nie daje żyć ale najważniejsze to mieć wsparcie. Ludzie którzy nie chorują lub nie stykają się z chorymi, oceniali i będą nas tak oceniać. Ale zwróćmy uwagę na jedno o ile nam dzisiaj łatwiej. Dzięki postępowi możemy się odnaleźć w internecie.Nikt nie zrozumie chorującego jak drugi chory lub jego bliski, który z tą osoba przebywa. Możemy się wspierać i wymieniać doświadczeniami czyż to nie jest dużo? Pani Martyno, gratuluję że ma Pani obok siebie takiego mężczyznę a przede wszystkim takie wsparcie . Życzę duuuużo zdrowia. Bronia

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam ponownie.
    Nie zaglądałam do Was miesiąc ponieważ byłam w klinice. Toczeń i inne choroby dały konkretnie popalić. Nastąpił czterokończynowy całkowity niedowład wiotki. I tu pojawia się STERYD w roli głównej. W ciągu przeszło tygodnia wlano we mnie mnóstwo tego jakże "cudownego" specyfiku. Dolegliwości prawie mięły.. ale pozostały uroczy wygląd dobrobytu. Zwłaszcza na twarzy. Wszyscy znajomi mówią pięknie wyglądasz tak zdrowo czytaj okrągła i rumiana twarz .No i chodzisz. Tak chodzę, ruszam rękami i bardzo się z tego cieszę, bo było naprawdę źle. Uśmiecham się, bo taka jestem. ale czy nadal jestem tą kobietą sprzed choroby ? zastanawiam się patrząc w lustro. Dla wielu pewnie pozostanę prawie zdrową , bo chora musi wyglądać źle i ciągle narzekać. No i, nie uśmiecha się, bo przecież nie ma ku temu powodów. Pozdrawiam i przepraszam za ponury wpis, ale dzisiaj odwiedziła mnie ciotka, która wie, że jestem rumiana a takie są tylko zdrowe osoby. Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj z samego rana wszedłem na ten blog. Jestem pewny na 100 procent że na tym blogu zostanie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super wpis, kibicujhe Ci z całego serca!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cuda się zdarzają 👶 !!!

Siema! Święta, czas rodzinnych spotkań, życzeń i magicznej atmosfery w tym roku jest dla nas czasem jeszcze bardziej wyjątkowym... Od początku choroby lekarze mając do czynienia z młodą parą podkreślali na każdym możliwym momencie, że ciąża przy takim spustoszeniu organizmu i tak zaawansowanej chorobie jest rzeczą niemożliwą, że niestety, ale coś co jest największym marzeniem Tyny czyli rodzicielstwo się nie spełni, a daleko idące marzenia o dzieciach zostaną jedynie w sferze marzeń...badania prowadzone w kierunku tak tocznia jak i zespołu antyfosfolipidowego nie dawały też w sumie większych nadziei, a jednak...ten świąteczny, magiczny czas zaowocował i u nas - więc oficjalnie mogę powiedzieć - T Y N A  J E S T  W  C I Ą Ż Y !!! Po tych słowach cokolwiek bym napisał okaże się banałem, będzie zbędne, ale pamiętajcie - NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJCIE, nawet gdy droga do realizacji marzeń jest bardzo daleka i kręta to pamiętajcie, że co by się nie działo - nie poddawajcie się i bądźcie

Wesele, hej wesele!

Siema! Post powstaje zdecydowanie później niż zwykle ma to miejsce więc jak się domyślam czytacie to dopiero rano wkraczając w ten poniedziałek, ale uwierzcie - nie było kiedy wcześniej usiąść i napisać - dopiero teraz wróciliśmy do Krakowa po weselu, które odbyło się na weekendzie w Sieniawie - fantastyczne miejsce, nie spodziewaliśmy się, że tak wspaniały Pałac jest na wyciągnięcie ręki - no i przede wszystkim, Para Młoda - brat Tyny wraz ze swoją Wybranką życia - to się nie mogło nie udać, było świetnie! Udało się nawet potańczyć, a uwierzcie mi, że Tyna na parkiecie to rzadkość, ale dała rade! Byłem z niej MEGA duuuumny na tym weselu. Chciałem by Tyna czuła się tego dnia jak najlepiej umówiliśmy więc kosmetyczkę, fryzjera, wzięliśmy wszystkie możliwe sukienki z domu by mogła wybrać na miejscu gdy będzie coś nie tak i chyba się udało - rodzina była zachwycona wyglądem Tyny co mocno ją podbudowało  ツ Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy więc musieliśmy wrócić do K