Przejdź do głównej zawartości

Z Krakowa do Lublina przez Szczecin i Suwałki...ツ

Siema!
Misja trzecia rocznica zakończona powodzeniem i to jakim! 
Jak wiecie z poprzedniego wpisu w tym roku "świętowaliśmy" w taki sposób w jaki najbardziej lubimy czyli aktywnie, spontanicznie, turystycznie ツ

Podróż już na starcie zaczęła się wesoło - Cytryna została wezwana w trybie przyśpieszonym na serwis, a ja musiałem na szybko przesiąść się w inne auto, które dzięki pomocy Agaty z wypożyczalni samochodów Odkryj-Auto szybko udało się przystosować do podróży i tak oto w podróż zamiast Cytryny wyruszył Fox - taki oto pseudonim otrzymał na czas operacji nowy samochód ツ

Mimo opóźnień wyruszyliśmy jeszcze 02.07 w podróż, której pierwszym przystankiem była Bielsko-Biała po czym uderzyliśmy do Wrocławia i stamtąd w kierunku Sudetów gdzie późna noc spotkała nas w Karpaczu i tu już pierwszy wniosek - musimy tu wrócić na dłużej, bardzo ładne są te okolice i polecam, później już tylko jeden region zrobił na nas takie wrażenie jak okolice góry Śnieżki.
Nocleg zorganizowaliśmy w lesie na wjeździe do miasta - pierwsza noc nie była jakoś bardzo komfortowa, budził deszcz, który padając dzwonił o karoserie, a temperatura spadła do kilku stopni przez co trzeba było odpalić samochód by nie zionąć parą niczym smok wawelski...ツ


Później było już tylko lepiej...ツ
Rano wyruszyliśmy w kierunku poszukiwania stacji benzynowej z prysznicem by się odświeżyć, a po drodze znaleźliśmy coś jeszcze lepszego - Termy Cieplickie 🏊 A skoro są termy to i prysznice muszą być - wstąpiliśmy więc nie tylko na prysznic, ale i zrelaksować się i wygrzać po ciężkiej nocy ツ

Po drodze w kierunku Wielkopolski moja ciocia dowiedziała się o naszej wyprawie gorąco nas zachęcając do wstąpienia do niej, nie widzieliśmy się przecież kilka ładnych lat więc namawiać nas długo nie musiała - zboczyliśmy troszkę z trasy przygranicznej uderzając do Wschowy położonej na obrzeżach województwa Lubuskiego, niedaleko Leszna, niespełna 100 kilometrów od Poznania i tak oto spędziliśmy cały wieczór aż po 1:30 w nocy gdzie przesiedzieliśmy wspominając "stare czasy". 
Rano budzik ustawiony na godzinę 6:30 by nie przespać podróży i jeden kierunek - północ! Tak oto trafiliśmy do...Szczecina ツ

W tym momencie minął pierwszy tysiąc kilometrów podczas naszej wyprawy w nieznane, ale to wciąż było mało, a jako, że lekko przespaliśmy dwa pierwsze dni musieliśmy nadrobić by w czwartek rano wstawić się w Lublinie na klinice musieliśmy dostać się jeszcze tego samego dnia na wschód Polski - ruszyliśmy w kierunku Mazur...ツ 

Można było obrać trasę krótką, ale nudną oraz dłuższą, ale wzdłuż morza - jak się możecie domyślać nudne i krótkie trasy to nie dla nas dlatego wybraliśmy dłuższą wersję podróży przy okazji zahaczając o Słupsk, Gdynię, Gdańsk by docelowo trafić na przejście graniczne z Obwodem Kaliningradzkim i stamtąd udać się na noc do Giżycka, czyli serca Pojezierza Mazurskiego ツ Trafiliśmy na świetne pole kempingowe gdzie bez problemu można było rozbić się ze swoim samochodem - ta noc w przeciwieństwie do pierwszej była już zdecydowanie cieplejsza, wygodniejsza i wypełniona większą ilością snu, zaś widok po przebudzeniu zapierał dech w piersiach

Zresztą...wyobraźcie sobie, że budzicie się, a wokół słychać tylko szum jeziora i błogą ciszę...

To jest ta druga kraina geograficzna w Polsce, która podczas tego wyjazdu zrobiła na mnie największe wrażenie - Mazury ❤ Chętnie tu wrócimy - przyjmujemy każde zaproszenie ツ
Dzień z porankiem na Mazurach musiał skończyć się w bliskiej okolicy Lublina gdzie już z samego rana musieliśmy zameldować się w klinice i tak oto "po drodze" z Giżycka do Lublina  zwiedziliśmy po drodze Suwałki, Augustów i Białystok by noc spędzić w...Okunince, czyli w miejscu gdzie spędzaliśmy wspólnie swój pierwszy wyjazd wakacyjny na początku naszego wspólnego związku ツ 

Miłe wspomnienia, lubimy tu wracać mimo, że to miejsce idzie w naszej opinii w złym kierunku - smażalnie ryb zamieniają się w kebaby, a zjeżdżalnie zastępowane są namiotami z chińską odzieżą...troszkę nie tak to wspominam to miejsce z dzieciństwa gdzie spędzałem tu za dzieciaka rok w rok wakacje niezmiennie przez kilka ładnych lat i co rok chciałem wracać...mimo to wieczór nad brzegiem Jeziora Białego w dalszym ciągu zachwyca ツ


Nastała noc i rano wczesna pobudka - kilka minut po 5 rano alarm i w drogę do Lublina gdzie o poranku zmoczył mnie zimny prysznic...idąc na oddział Tyna opadła z sił i wysypała się po schodach by za kilka minut na kolejnych schodach powtórzyć ten numer...zemdlała przy wejściu na oddział...byłem pewny, że ten wyjazd wyjdzie nam bokiem i nie będzie możliwości by ten pobyt był jednodniowy...a jednak!

Badania przeprowadzone podczas pobytu były tak dobre....jak nigdy dotąd...!
Tak, ja też nie wiem jak to możliwe by po tak wyczerpującej organizm podróży mieć tak dobre wyniki przy tej chorobie, ale co tam - mniejsza o to, ważne, że jest dobrze i niechże to się nie zmienia ツ!
Lekarze nie dość, że chwalili wyniki tak jeszcze dodatkowo zmniejszyli dawki dwóch kluczowych dla tocznia leków bo napędziło nas tak mocno, że...podróż trwała dalej ツ
Z Lublina uderzyliśmy na wieczór do rodzinnych domów by pojechać dalej...w Bieszczady bo przecież z Radymna do Krakowa to najbliżej przez...Solinę

...a stąd przecież już rzut beretem do...Zakopanego gdzie zakończyliśmy naszą podróż z wynikiem blisko 3 000 km po Polskich drogach, dookoła kraju ツ

I wiecie co? Cudze chwalimy, swego nie znamy - u nas, na naszej ziemi można znaleźć wszystko czego tylko dusza zapragnie - góry, jeziora, morze a i piękne, pełne zabytków z czasów wojny miasta ツ
Z pewnością tej podróży długo nie zapomnimy i długo będziemy ją wspominać - dziękujemy za wsparcie otrzymane w trakcie wycieczki, podczas zdawania relacji na Facebooku, za telefony zaczynające się od słów "Gdzie jesteście?" ツ
Wielkie podziękowania dla Wypożyczalni samochodów Odkryj-Auto za udostępnienie samochodu i dofinansowanie wyjazdu - bez Was ten wyjazd z pewnością nie doszedłby do skutku!
Dziękujemy!

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cuda się zdarzają 👶 !!!

Siema! Święta, czas rodzinnych spotkań, życzeń i magicznej atmosfery w tym roku jest dla nas czasem jeszcze bardziej wyjątkowym... Od początku choroby lekarze mając do czynienia z młodą parą podkreślali na każdym możliwym momencie, że ciąża przy takim spustoszeniu organizmu i tak zaawansowanej chorobie jest rzeczą niemożliwą, że niestety, ale coś co jest największym marzeniem Tyny czyli rodzicielstwo się nie spełni, a daleko idące marzenia o dzieciach zostaną jedynie w sferze marzeń...badania prowadzone w kierunku tak tocznia jak i zespołu antyfosfolipidowego nie dawały też w sumie większych nadziei, a jednak...ten świąteczny, magiczny czas zaowocował i u nas - więc oficjalnie mogę powiedzieć - T Y N A  J E S T  W  C I Ą Ż Y !!! Po tych słowach cokolwiek bym napisał okaże się banałem, będzie zbędne, ale pamiętajcie - NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJCIE, nawet gdy droga do realizacji marzeń jest bardzo daleka i kręta to pamiętajcie, że co by się nie działo - nie poddawajcie się i bądźcie

Wesele, hej wesele!

Siema! Post powstaje zdecydowanie później niż zwykle ma to miejsce więc jak się domyślam czytacie to dopiero rano wkraczając w ten poniedziałek, ale uwierzcie - nie było kiedy wcześniej usiąść i napisać - dopiero teraz wróciliśmy do Krakowa po weselu, które odbyło się na weekendzie w Sieniawie - fantastyczne miejsce, nie spodziewaliśmy się, że tak wspaniały Pałac jest na wyciągnięcie ręki - no i przede wszystkim, Para Młoda - brat Tyny wraz ze swoją Wybranką życia - to się nie mogło nie udać, było świetnie! Udało się nawet potańczyć, a uwierzcie mi, że Tyna na parkiecie to rzadkość, ale dała rade! Byłem z niej MEGA duuuumny na tym weselu. Chciałem by Tyna czuła się tego dnia jak najlepiej umówiliśmy więc kosmetyczkę, fryzjera, wzięliśmy wszystkie możliwe sukienki z domu by mogła wybrać na miejscu gdy będzie coś nie tak i chyba się udało - rodzina była zachwycona wyglądem Tyny co mocno ją podbudowało  ツ Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy więc musieliśmy wrócić do K

Choroba a wygląd...

Siema! Ostatnio wrzuciłem na fanpage zdjęcie Martyny na którym widać było jak mocno przybrała na wadze przez sterydy w pierwszych miesiącach stosowania, w momentach gdy dawka na porządku dziennym wynosiła 80-100 mg (teraz ich dawka waha się w granicach 8-10 mg)... Zdjęcie z pewnością wielu z Was wprawiło w osłupienie i własnie dlatego chciałbym teraz w tym poście pochylić się nad tym aspektem. Cóż - toczeń sam w sobie z pewnością zmienia wygląd kobiety - zmiany skórne są na tyle wyraźne, że motyl motyla praktycznie zawsze pozna (charakterystyczny rumień na twarzy przypominający motyla). Jednak u Tyny zmiana w wyglądzie na początku nie była wywołana zmianami skórnymi, a konsekwencją przyjmowania olbrzymich dawek sterydów.  W ciągu zaledwie niespełna miesiąca przytyła ponad 15 kilogramów przez co nie czuła się najlepiej, nie tylko przez wygląd, ale i fizycznie gdy przyszło nosić o kilkanaście kilogramów więcej w momencie gdy organizm jest osłabiony... Poniżej prezentuje zdjęc