Przejdź do głównej zawartości

Buongiorno Principessa!

Siema!
Kto na bieżąco śledzi fanpage TynaTRU - Nigdy się nie poddawaj mógł dostrzec zdjęcia z ostatniego weekendu, który spędzaliśmy w całości we Włoszech. W jednym z poprzednich postów wspominałem o tym, że chcemy jak najwięcej świata zobaczyć póki jeszcze zdrowie i oczy na to pozwalają - rzuciliśmy się w wir poszukiwań tanich możliwości podróżowania i co się okazało wyjazd do Włoch wcale nie musi być drogi ツ
Kupiliśmy więc tanie bilety do Pescary (Abruzja) - szczerze wcześniej też nie wiedziałem gdzie to jest, ale skoro są tanie bilety to dlaczego by się tego nie dowiedzieć ツ? Nocleg znaleźliśmy na AirBNB gdzie pewna Włoska rodzina użyczyła swojego kąta na parterze domu jednorodzinnego w miejscowości w okolicy lotniska - tu miałem najwięcej obaw bo dla nas było to nie lada wyzwanie by tak w ciemno jechać do kogoś na obcej ziemi, nie znając języka kraju w którym się przebywa, ale co tam - takie wyzwanie to nie wyzwanie przy tym co już przeszliśmy...więc do przodu ツ!
Wyjazd był krótki, ale intensywny - w 3 dni przejechaliśmy nieco ponad 1000 kilometrów zwiedzając piękną część środkowych Włoch - nie wiedzieliśmy zbyt wiele o tym rejonie, ale internet pomógł przygotować się do wyjazdu i tak oto...
W pierwszy dzień po wylądowaniu mieliśmy za cel tylko dojechać do miejsca spania, zaaklimatyzować się i obrać azymut na kolejne dni, których program nie był tak naprawdę do końca jeszcze ustalony - spontaniczny wyjazd, spontaniczne decyzje podejmowane każdego wieczora na zasadzie "co robimy jutro" - najlepiej!
Dotarliśmy do miejsca docelowego i tu już pierwsze, nie wiem czy nie największe zaskoczenie wyjazdu - baza wypadowa gdzie mieliśmy spać.
  Gościnni Włosi udostępnili nam cały dom do dyspozycji wyposażając nas we wszystko co potrzebne do życia - napoje, pieczywo, jakieś dżemiki i inne smakołyki, dzięki którym nie musieliśmy nic kompletnie kupować - jakby tego było mało zakwaterowując nas udostępnili nam całą piwniczkę w której mieli swoją winnicę - mogliśmy korzystać do woli z czego nam się tylko podobało, tylko...kiedy? Przez te trzy dni spędziliśmy w mieszkaniu może z 30 godzin z czego 25 przeznaczyliśmy na sen ツ 
  
Pierwszy dzień we Włoszech, co robić? Cel mógł być tylko jeden - 100 kilometrów na południe i odwiedziny Wiecznego Miasta - Rzymu. Wstaliśmy skoro świt by wykorzystać jak najwięcej się da z tego dnia - odwiedziliśmy z samego rana włoski targ gdzie można było zakupić świeże ryby, aromatyczne włoskie przyprawy czy też sery, makarony po czym przeszliśmy do głównych atrakcji turystycznych jak Koloseum, Panteon, Plac Wenecki, sławne Rzymskie fontanny, na końcu odwiedzając jak się później okazało największą atrakcję tego dnia czyli Watykan i Plac Świętego Piotra - to to miejsce zrobiło na nas największe wrażenie mimo, że konkurencje miało naprawdę zacną.



Po drodze powrotnej do domu jednak było nam ciągle mało - przejazdem odwiedziliśmy na powrocie miejscowość L'Aquila gdzie przed dziesięcioma laty było głośne trzęsienie ziemi w wyniku którego zginęło ponad 300 osób, 20 000 pozostałych pozostawiło swoje domy w ucieczce i nigdy nie wróciło...te domy do dziś stoją pootwierane, nad miastem ciągną się kilometrami żurawie pracujące nad odbudową miasta jednak jeden widok pozostanie na zawsze przed oczami...

Na siatce odgradzającą chodnik od rusztowania wywieszone są zdjęcia dziewczynki i jak się domyślamy jej zabawek, która zginęła w tym tragicznym wydarzeniu...
Zamyśleni udaliśmy się w kierunku noclegu by zregenerować siły przed kolejnym dniem i przede wszystkim - obraniem na niego kierunku.
Wybór padł na Asyż, ale co by nie było tak nudno to po drodze odwiedziliśmy jeszcze przydrożne większe miejscowości odwiedzając między innymi centralny punkt Włoch czyli miejscowość Rieti w której na Piazza San Rufo mieści się mały pomnik wyznaczający centrum państwa.
Dalej po drodze zajechaliśmy na Terni gdzie mieści się najwyższy na świecie wodospad utworzony ludzkimi rękami mierzący bagatela 165 metrów, który powstał już w 271 r. p.n.e. - widok imponujący i naprawdę godzien uwagi, tylko tu uwaga - zejście na sam dół wodospadu wymaga niemałej kondycji - Tyna została na górze, ja poszedłem w dół jednak na powrocie myślałem, że zaraz zejdę...to jeszcze bardziej uświadomiło mi, jak daleko w lesie jest moja forma fizyczna ツ

W końcu dotarliśmy do miejsca docelowego - Asyżu...WOW!
Stolica Franciszkanów robi olbrzymie wrażenie - miasto położone na wzniesieniu robi duże wrażenie - ciasne, kręte uliczki, wszystko zachowane w oryginale od wielu, wielu lat...

Spacerować tam można było długimi godzinami jednak noc zbliżała się wielkimi krokami, a do domu dzielił nas spory kawałek więc trzeba było wracać i...planować kolejny dzień ツ
Tu plan był już bardziej ograniczony czasowo - o 16 musieliśmy być już na lotnisku więc musieliśmy wdrożyć program-wersje skróconą zwiedzania by jeszcze przed wylotem z powrotem odwiedzić coś co zaprze dech w piersiach i...dobrze wybraliśmy  Prati di Tivo na wysokości około 1500 m.n.p.m. - fantastyczne widoki, sama droga dojazdowa robiła już wrażenie, a miejsce do którego dotarliśmy wypełnione pięknymi widokami robiło olbrzymią satysfakcję z trudnej, krętej drogi dojazdowej.
Z góry już sturlaliśmy się w kierunku lotniska zwiedzając pokrótce miejscowość w której mieści się lotnisko - Pescara. Miejscowość położona u wybrzeża Adriatyku wydaje się być mniej popularnym letnim kurortem - myślę, że gdyby słońce nie było naturalnym wrogiem Tyny to z chęcią byśmy tu wrócili się powylegiwać bo miejsce nie wydaje się być jakiś olbrzymim kurortem, a takich nie lubimy, wolimy miejsca mniejsze, kameralne, nie okupione milionem turystów.
Podsumowując wyjazd - zrobiliśmy sporo kilometrów zwiedzając olbrzymią ilość atrakcji, a mimo to czujemy się jakbyśmy nic nie widzieli - ten kraj ma tyle do zaoferowania, że z pewnością będziemy chcieli wrócić tam raz jeszcze by odkryć nieznane nam wcześniej zakątki.
Wierzymy, że ten plan się uda, chcemy jak najwięcej zwiedzić póki jest to fizycznie wykonalne - nie ukrywamy tego, że Tyna jest coraz słabsza, każdy dłuższy spacer przerywany jest dłuższymi przerwami, a chodzenie coraz to większej koncentracji.
Wróciliśmy bardzo zmęczeni, ale jeszcze bardziej szczęśliwi - to był naprawdę dobry wyjazd, chcemy więcej !

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Cuda się zdarzają 👶 !!!

Siema! Święta, czas rodzinnych spotkań, życzeń i magicznej atmosfery w tym roku jest dla nas czasem jeszcze bardziej wyjątkowym... Od początku choroby lekarze mając do czynienia z młodą parą podkreślali na każdym możliwym momencie, że ciąża przy takim spustoszeniu organizmu i tak zaawansowanej chorobie jest rzeczą niemożliwą, że niestety, ale coś co jest największym marzeniem Tyny czyli rodzicielstwo się nie spełni, a daleko idące marzenia o dzieciach zostaną jedynie w sferze marzeń...badania prowadzone w kierunku tak tocznia jak i zespołu antyfosfolipidowego nie dawały też w sumie większych nadziei, a jednak...ten świąteczny, magiczny czas zaowocował i u nas - więc oficjalnie mogę powiedzieć - T Y N A  J E S T  W  C I Ą Ż Y !!! Po tych słowach cokolwiek bym napisał okaże się banałem, będzie zbędne, ale pamiętajcie - NIGDY SIĘ NIE PODDAWAJCIE, nawet gdy droga do realizacji marzeń jest bardzo daleka i kręta to pamiętajcie, że co by się nie działo - nie poddawajcie...

Choroba a wygląd...

Siema! Ostatnio wrzuciłem na fanpage zdjęcie Martyny na którym widać było jak mocno przybrała na wadze przez sterydy w pierwszych miesiącach stosowania, w momentach gdy dawka na porządku dziennym wynosiła 80-100 mg (teraz ich dawka waha się w granicach 8-10 mg)... Zdjęcie z pewnością wielu z Was wprawiło w osłupienie i własnie dlatego chciałbym teraz w tym poście pochylić się nad tym aspektem. Cóż - toczeń sam w sobie z pewnością zmienia wygląd kobiety - zmiany skórne są na tyle wyraźne, że motyl motyla praktycznie zawsze pozna (charakterystyczny rumień na twarzy przypominający motyla). Jednak u Tyny zmiana w wyglądzie na początku nie była wywołana zmianami skórnymi, a konsekwencją przyjmowania olbrzymich dawek sterydów.  W ciągu zaledwie niespełna miesiąca przytyła ponad 15 kilogramów przez co nie czuła się najlepiej, nie tylko przez wygląd, ale i fizycznie gdy przyszło nosić o kilkanaście kilogramów więcej w momencie gdy organizm jest osłabiony... Poniżej prezentuje z...

Wesele, hej wesele!

Siema! Post powstaje zdecydowanie później niż zwykle ma to miejsce więc jak się domyślam czytacie to dopiero rano wkraczając w ten poniedziałek, ale uwierzcie - nie było kiedy wcześniej usiąść i napisać - dopiero teraz wróciliśmy do Krakowa po weselu, które odbyło się na weekendzie w Sieniawie - fantastyczne miejsce, nie spodziewaliśmy się, że tak wspaniały Pałac jest na wyciągnięcie ręki - no i przede wszystkim, Para Młoda - brat Tyny wraz ze swoją Wybranką życia - to się nie mogło nie udać, było świetnie! Udało się nawet potańczyć, a uwierzcie mi, że Tyna na parkiecie to rzadkość, ale dała rade! Byłem z niej MEGA duuuumny na tym weselu. Chciałem by Tyna czuła się tego dnia jak najlepiej umówiliśmy więc kosmetyczkę, fryzjera, wzięliśmy wszystkie możliwe sukienki z domu by mogła wybrać na miejscu gdy będzie coś nie tak i chyba się udało - rodzina była zachwycona wyglądem Tyny co mocno ją podbudowało  ツ Niestety, wszystko co dobre szybko się kończy więc musieliśmy wr...